Zegarmistrz bioenergii - KLINIKA ZDROWIE BIOTERAPIA BIOENERGOTERAPIA

SZUKAJ
Idź do spisu treści

Menu główne:

Zegarmistrz bioenergii

Zdenko Domancic

Zegarmistrz bioenergii
autorzy: Martyna Fon, Włodzimierz Adam Osiński

W małej turystycznej miejscowości Kranjska Gora w Słowenii działa klinika prowadzona przez chorwackiego uzdrowiciela Zdenko Domancicia.

Podczas trzydziestoletniej praktyki wyleczył prawie milion osób, stosując własną metodę uzdrawiania, która jako pierwsza na świecie doczekała się naukowego potwierdzenia. Co więcej, Domancić twierdzi, że każdy może się jej nauczyć.

Każdego miesiąca Kranjską Gorę odwiedza prawie 900 osób z Europy, Azji i Ameryki. Zatrzymują się w pobliskich hotelach, aby w klinice Domancicia przejść czterodniowy cykl uzdrawiania. Potem wracają do swoich domów i wykonują badania lekarskie oraz analizy krwi, by w pełni udokumentować swój powrót do zdrowia.

Zrozumieć biouzdrawianie

Okoliczni mieszkańcy prześcigają się w rozpoznawaniu sławnych osób odwiedzających klinikę: znanych sportowców, polityków lub gwiazd show-biznesu. Obok znanych i bogatych pojawiają się także biedni i całkowicie nieznani. Jednak wszyscy ci ludzie mają ze sobą coś wspólnego – szukają pomocy. Całym sercem wierzą w metodę Domancicia, która już w 1984 roku została potwierdzona naukowo, kiedy podczas eksperymentu w Zagrzebiu Chorwat trwale wyleczył 300 osób cierpiących na wilgotną gangrenę (gangrena humida), ratując je przed amputacją kończyn dolnych. I chociaż terapeuta w niepodważalny sposób udowodnił skuteczność swojej metody, specjalna komisja lekarska nie była zainteresowana jej propagowaniem.

– Czy to humanitarne skazywać człowieka na trwałe kalectwo i odbierać mu możliwość normalnego funkcjonowania, jedynie w imię własnych, wąsko pojętych interesów? – pyta retorycznie Domancić. – Ci, którym akademicka medycyna nie dawała już żadnych nadziei, otrzymali ode mnie drugą szansę na zdrowe i aktywne życie.

Na szczęście po wielu latach Zdenko Domancić znalazł uznanie i podatny grunt dla swoich badań – jednak nie w Chorwacji, ale w sąsiedniej Słowenii. Ministerstwo Oświaty Słowenii wydało nawet specjalny dokument stwierdzający, że metoda leczenia opracowana przez Domancicia leży w głębokim interesie narodu słoweńskiego. Co więcej, dzięki współpracy z instytucjami państwowymi Klinice w Kranjskiej Gorze udało się opatentować metodę biouzdrawiania i otrzymać fundusze z Unii Europejskiej.

Ciało leczy się samo

Zdaniem Zdenko Domancicia, nikt jeszcze nikogo nie wyleczył – ani lekarz, ani terapeuta. Pojawienie się choroby świadczy tylko o tym, że system odpornościowy nie jest w stanie poradzić sobie z problemem, który wystąpił w jakimś organie lub części ciała. Zgodnie z metodą Chorwata, terapeuta postępuje jak mechanik dokonujący jedynie regulacji wadliwie działającego systemu immunologicznego. Kiedy system zaczyna funkcjonować prawidłowo, organizm człowieka– będący w istocie doskonałą fabryką – jest w stanie wytworzyć dowolną substancję potrzebną do całkowitego zwalczenia choroby. Tak oto ludzkie ciało leczy się samo. – Nie nazywajmy szczepionki lekiem, ona służy tylko do sprowokowania objawów choroby i pobudzenia systemu immunologicznego. Także farmaceutyki nie są lekami, antybiotyki nie leczą chorób, a jedynie wspomagają system odpornościowy, który odmówił posłuszeństwa – twierdzi Domancić. Nie wszytko można pojąć

Domancić przeszedł bardzo długą drogę, żeby zyskać uznanie wśród lekarzy medycyny akademickiej. Stworzenie metody nie było ukoronowaniem jego badań, ale początkiem prawie dwudziestu lat doskonalenia techniki uzdrawiania bioenergią. Zdobywane doświadczenia nie przeistaczają się samoistnie w wiedzę i zrozumienie procesów zachodzących podczas terapii. Dlatego też wszystkie badania wymagały cierpliwości i – jak twierdzi Domancić – niewidzialnej ręki, która ułożyła porozrzucane kawałki układanki, tworząc jasną i przejrzystą całość – Dużo nauczyłem się podczas podróży po świecie, dzięki kontaktom z ludźmi, których poznałem – wspomina Domancić.

– Spotkałem kiedyś afrykańskiego szamana, który na moich oczach uratował człowieka ukąszonego przez jadowitego węża. Według naszej wiedzy biedak miał zaledwie jeszcze kilka godzin życia. Po zabiegu wykonanym przez szamana umierający człowiek wstał i odszedł, jakby nic się nie stało. Najdziwniejsze jest to, że szaman tak naprawdę nie wiedział, co robi. Spędziłem z nim potem wiele czasu, aby zrozumieć, że nie trzeba wszystkiego pojmować, by skutecznie działać.

Pragnąc naukowo zweryfikować swoją metodę, Domancić zwrócił się nie tylko do lekarzy, ale także do chemików, fizyków, cybernetyków i psychologów – dążąc do interdyscyplinarnej analizy swoich wyników.

– Ponieważ moja metoda nie ma nic wspólnego z medycyną, zatem lekarze nie mogą być jej jedynymi arbitrami, gdyż nie byliby wiarygodni – podsumowuje Domancić.
– Dla chorego liczy się jedynie efekt wyzdrowienia, a nie sama metoda, jakiej się poddaje w trakcie leczenia.

Nic do ukrycia

W metodzie opracowanej przez Chorwata terapeuta nie przekazuje pacjentowi własnej energii, lecz korzysta z dostępnej w przyrodzie energii życiowej, która w zależności od szerokości geograficznej nazywana jest Praną lub Chi. Terapeuta w ułamku sekundy pobiera kwant energii i przekazuje go potrzebującej osobie jedynie za pomocą własnego systemu energetycznego. Dzięki temu sam terapeuta nigdy nie traci swojej energii życiowej i nie ulega wyczerpaniu. W czasie kuracji nie dochodzi również do nawiązania głębszej relacji emocjonalnej z pacjentem. – Moim terapeutom zabraniam zbytnio konwersować z pacjentami. Musi im wystarczyć jedynie podstawowa informacja o objawach lub lekarska diagnoza – mówi Domancić. – Nie oznacza to, że jestem nieczuły na ludzkie cierpienie. Chorzy już wcześniej rozmawiali ze swoimi lekarzami, a jednak nie doprowadziło ich to do wyleczenia. Nie chcę siebie ani innych terapeutów niepotrzebnie obciążać, ponieważ wiem, że każda wypowiedziana myśl jest energią. Nie potrzebujemy żadnych szczegółów. W momencie, gdy pacjent stwierdzi, że jego stan się polepszył, i tak znów pójdzie do swojego lekarza i będzie mógł tam wygadać się do woli. Tak właŚnie budujemy zaufanie do naszej metody terapeutycznej – dzięki różnicy w wynikach badań lekarskich przed i po zabiegu.

Ponieważ mamy do czynienia z metodą niezależną od zdolności uzdrawiających i poziomu energii wewnętrznej osób przeprowadzających zabiegi, Domancić bardzo chętnie dzieli się swoją wiedzą. Do tej pory na seminariach wyszkolił już ponad 6 tysięcy terapeutów.

– Ludzie chcą wiedzieć, czy moi uczniowie są tak samo skuteczni, jak ja. Zawsze odpowiadam im wtedy, że podczas leczenia korzystam nie z własnej energii, lecz z metody, której każdy może się nauczyć. Raz przyswojona – zawsze będzie skuteczna. Takiej wiedzy nie mogłem zatrzymać tylko dla siebie, byłoby to nieludzkie. Przez 20 lat walczyłem, by uznano moją metodę, a teraz jestem dumny, że może z niej korzystać każdy, kto ma w sobie trochę więcej dobra niż zła. Zwyczajny cudotwórca

W umysłach wielu osób to, co robi Zdenko Domancić, jawi się jako cud. Sam zainteresowany zdecydowanie zaprzecza takiemu podejściu do jego metody.

– Cuda są domeną ludzi prymitywnych, którzy nie rozumieją, ani nawet nie starają się zrozumieć zjawiska, którego doświadczają. To, co robię, jest jedynie bilansowaniem energii oraz transferem życiodajnej siły, bioplazmy lub bioenergii, w bezpośrednim kontakcie z inną istotą biologiczną – tłumaczy Domancić. – Jest to skomplikowane jedynie na pierwszy rzut oka. Wystarczy znać „kod”, którym jest wizualizacja chorej osoby oraz transfer kanałem danych – niezależnym od czasu i miejsca, intencji uzdrowienia. Z pomocą bioenergii możemy leczyć choroby, które współczesna medycyna określa jako nieuleczalne. To dar dla całego ludzkiego gatunku, który istnieje od tysięcy lat.

Zdaniem Domancicia ludzie chorują, bo ich dusza cierpi z powodu niemożności spełnienia pragnień. Wiele z naszych najbardziej ukrytych marzeń jest nierealnych do spełnienia i kiedy dusza zdaje sobie z tego sprawę, to ciało zaczyna chorować. Dlatego, aby uniknąć choroby, należy zharmonizować własne pragnienia i dostosować je do granic naszych możliwości. W tym celu Domancić poleca powtarzanie znanej modlitwy: Boże, wyzwól mnie ode mnie samego. Chorwacki uzdrowiciel postrzega ludzi, jako istoty duchowe, które poprzez reinkarnację nieustannie wznoszą się w swoim ewolucyjnym rozwoju. Wydarzenia z poprzednich wcieleń przygotowują nas na kolejne, następujące po sobie egzaminy świadomości, które rozgrywają się w przyszłych inkarnacjach.

– Dla mnie reinkarnacja jest logicznym faktem. Przecież nie jest możliwe, aby każdy człowiek w życiu trwającym przeciętnie 80 lat, był w stanie zgromadzić odpowiednią ilość doświadczeń – będąc czy to kobietą, czy mężczyzną, bogatym czy biednym, zdrowym, chorym, ładnym, brzydkim, szczęśliwym, nieszczęśliwym. To wszystko wymaga wielu wcieleń – przekonuje Domancić. – Kiedy jesteśmy obserwatorami jakiegoś wydarzenia, to zdobywamy doświadczenie relatywne. Natomiast kiedy bierzemy udział w tym wydarzeniu, to nasze doświadczenie staje się absolutne. Zatem, absolutnego doświadczenia wszystkich tych możliwości, jakie stwarza przed nami ziemski los, nie można zawrzeć w jednym, nawet najdłuższym życiu.

Bóg w nas samych

Filozofię wyznawaną przez Chorwata można by zawrzeć w dwóch słowach: skromność i umiar. Stare dusze, które swoim życiem dają przykład innym, są tolerancyjne oraz pełne miłości i akceptacji. Zgodnie z logiką dualistycznego obrazu świata, kiedy w życiu doświadczamy szczęścia, możemy być pewni, że kiedyś, być może nawet w kolejnym wcieleniu, zaznamy podobnej dawki nieszczęścia.

– Kiedy wskazówka wielkiego metronomu zbyt mocno wychyli się w jedną stronę, będzie musiała także odchylić się w stronę przeciwną, ze wszystkimi tego konsekwencjami, czy tego chcemy, czy nie – mówi Domancić. – Dlatego w życiu należy kierować się ku skromności. I nie można jej tylko udawać, gdyż nie da się oszukać Boga, który jest w nas. Przed Bogiem, tak samo jak przed samym sobą, zawsze powinniśmy pozostać uczciwi. Takie postępowanie uchroni nas przed niepotrzebnym cierpieniem i wieloma chorobami.

 
 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego